15.02.2016

Jak filmowano "Zjawę"




Film "Zjawa" miał trudne początki. Jako pierwszy powieść Michaela Punke’a o myśliwym, którego zaatakował grizzly, postanowił zekranizować w 2001 roku producent Akiva Goldsman ("Jestem Legendą"). Reżyserią miał się zająć Park Chan-wook, a główną rolę zagrać Samuel L. Jackson. Park porzucił jednak projekt, który został wstrzymany aż do 2010 roku. Po licznych zawirowaniach kontrakt ostatecznie podpisał w sierpniu 2011 roku meksykański reżyser Alejandro G. Inárritu, który w głównej roli widział Leonardo DiCaprio.
W marcu 2012 roku produkcja została wstrzymana, ponieważ wytwórnia New Regency Productions wynajęła Inárritu do wyreżyserowania adaptacji jednej z powieści Jennifer Vogel. W grudniu reżyser ogłosił, że jego kolejnym filmem będzie Birdman, za którego zdobył Oscara w 2015 roku. Ostatecznie zdjęcia do "Zjawy" ruszyły po zakończeniu produkcji Birdmana, w październiku 2014 roku.


Akcja filmu toczy się w pierwszej połowie XIX w. w Ameryce. Główny bohater, Hugh Glass (DiCaprio), podróżnik i odkrywca, wędrujący z grupą ludzi zatrudnionych przez kompanie futrzarskie, zostaje brutalnie zaatakowany przez niedźwiedzia, a potem zostawiony przez towarzyszy na pewną śmierć w niedostępnym terenie.
Podczas produkcji reżyser był stanowczo za tym, by scenerie były całkowicie naturalne, a nie generowane komputerowo. Filmowano w naturalnych plenerach przy prawdziwym oświetleniu. Ponieważ ekipa filmowa realizowała zdjęcia w odludnych zakątkach, czas na dotarcie na miejsce i powrót zajmował prawie czterdzieści procent całego dnia. Jako że zrezygnowano ze sztucznego oświetlenia, na sam proces filmowania pozostawało około 5-6 godzin. Inárritu jako perfekcjonista potrafił niektóre sceny kręcić przez dwa tygodnie, na przykład scenę walki myśliwych z Indianami.


Z powodu ekstremalnie trudnych warunków na planie filmowym była duża rotacja i dochodziło do spięć, między innymi z aktorem Tomem Hardy, który nie chciał samodzielnie wykonywać niebezpiecznych tricków, żądał dublerów. Na to nie chciał się zgodzić reżyser.


W lipcu 2015 roku ogłoszono, że początkowy budżet filmu ustalony na 60 mln dolarów wzrósł do 95, ale z powodu opóźnień ostatecznie zamknął się w kwocie 135 mln dolarów. Ale wydatki się opłaciły - "Zjawę" uhonorowano 12 nominacjami do tegorocznych Oscarów, m.in. w kategoriach: najlepszy film, reżyseria, zdjęcia, aktor w roli głównej (DiCaprio), aktor w roli drugoplanowej (Hardy), scenografia, kostiumy i charakteryzacja.


Autorem zdjęć do filmu jest laureat dwóch Oscarów, meksykański operator Emmanuel Lubezki ("Grawitacja", "Birdman").  Lubezki zdradził w jednym z wywiadów, że nakręcenie "Widma" było najtrudniejszym i najcięższym doświadczeniem w jego dotychczasowym życiu.




Najważniejsza intryga tegorocznych "Oscarów" - czy dzięki "Zjawie" DiCaprio wreszcie otrzyma upragnioną statuetkę. Aktor harował na planie jak wół, by na nią zapracować. Inárritu chciał, by aktorzy byli maksymalnie wiarygodni w tym, co robią. Leo spacerował w mokrych łachmanach przy -25°, jadł surową rybę i wątrobę bizona, rozpalał ogień bez zapałek i strzelał z zabytkowych karabinów.


Odpowiednie ucharakteryzowanie aktora zajmowało codziennie około 5 godzin. Według DiCaprio było to dla niego największe wyzwanie. Trzeba było też dbać o brodę, którą zapuszczał pół roku i która bardzo przeszkadzała podczas paskudnej pogody na planie filmu. Kolejnym wyzwaniem dla aktora była mała liczba dialogów. Zresztą DiCaprio po przeczytaniu tekstu poprosił jeszcze bardziej poskracać dialogi, by środkami niewerbalnymi podkreślić charakter głównego bohatera i jego stan emocjonalny.


Film kręcono w 12 różnych miejscach i trzech krajach – Kanadzie, USA i Argentynie. Początkowo zakładano, że cały film zostanie zrealizowany w Kanadzie, jednakże ze względu na zbyt ciepłą aurę i brak śniegu zdjęcia przeniesiono do Argentyny.


Żeby nakręcić efektowne sceny na rzece, ekipa filmowa przeniosła się do Montany w USA. Nurt rzeki nie był tu tak rwący i niebezpieczny jak w Kanadzie, a woda była bardziej ciepła i "przyjazna" dla aktorów.


Dla potrzeb filmu wybudowano kilka dekoracji: fort, obóz myśliwych, wioski indiańskie i zburzoną cerkiew. Pieczołowicie zadbano o najdrobniejsze szczegóły.


Przy budowie dekoracji wykorzystywano autentyczne materiały i technologie z tamtej epoki. Sporo czasu zajęło odpowiednie "postarzanie" rekwizytów. Musiano też uwzględnić fakt, że zdjęcia będą kręcone przy naturalnym świetle.


Brak sztucznego oświetlenia spowodował, że okna w budynkach zrobiono większe niż były robione w 19 wieku. Specjalne, bardziej przezroczyste szkło pozwoliło maksymalnie wykorzystać naturalne światło dzienne.


Łódź myśliwych wykonano z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. Aż trudno uwierzyć, że pod autentyczną powłoką został ukryty aluminiowy szkielet i nowoczesny silnik.


Dekoracje zburzonej cerkwi w scenach ze snu wykonano na terenie magazynu w Calgary. Inspiracją były sceny z filmu "Andriej Rublow" Andrieja Tarkowskiego z 1966 roku. Z powodu ograniczeń czasowych budynek wykonano z dużych bloków penopolistyrolu. Z tego samego materiału wykonano dzwon. Styl malowideł bazuje na starorosyjskich freskach.


Na uwagę zasługuje też jeden z najbardziej widowiskowych obiektów zbudowanych dla potrzeb filmu - chodzi oczywiście o górę zbudowaną z czaszek bizonów. Ten symbol zagłady przyrody pod presją białego człowieka powstał podczas końcowych etapów kręcenia filmu.


Początkowo Inárritu chciał zrobić górę z ludzkich czaszek, ale pokazano mu zdjęcia z czaszkami bizonów i reżyser uznał, że to bardziej pasuje do filmu. Z powodu ograniczeń czasowych zrezygnowano z użycia 10 tys. prawdziwych czaszek i ograniczono się z wybudowaniu  platformy z drewna, którą obłożono 150 czaszkami wykonanymi z penopolistyrolu.



Oczywiście podczas kręcenia filmu żadne zwierzę nie ucierpiało, a martwe zwierzęta zostały zrobione sztucznie.  Dotyczy to i skonsumowanego bizona, i martwego konia, we wnętrznościach którego spał DiCaprio.


Stroje opracowano zgodnie z historyczną epoką, w której rozgrywa się akcja filmu. Każdy element - od mokasyn i czapek po futra i mundury - był uszyty w oparciu o stare rysunki, ryciny i opisy z XIX wieku. Z powodu zużycia kostiumów podczas kręcenia scen w niezwykle trudnych warunkach każdy z aktorów otrzymał po sześć identycznych strojów, a DiCaprio aż szesnaście kostiumów, z czego kilka to były mokre futra, które w zasadzie nie wysychały.



Maksymalizm reżysera sprawił, że wykorzystywano tylko naturalne oświetlenie - słońce, ognisko, świece... Zresztą miało to też swoje pozytywne strony - nie trzeba było taszczyć na plan ton sprzętu oświetleniowego. Uwzględniając fakt, że film kręcono daleko od cywilizacji, dostarczenie tego wszystkiego na plan byłoby problematyczne. Jedyną sceną, w której wykorzystano sztuczne oświetlenie, było ujęcie z ogniskiem. Ze względu na nieprzewidywalne zachowanie ognia spowodowane wiatrem, rozmieszczono wokół ogniska kilka żarówek, które dawały wrażenie oświetlenia bohatera żywym ogniem.


Początkowo „Zjawa” miała być kręcona na filmie i cyfrowo, ale twórcy zdecydowali się na wykorzystanie wyłącznie techniki cyfrowej ze względu na niewystarczającą czułość filmu, która nie sprawdziłaby się przy porannych i wieczornych ujęciach. "Zjawa" została nagrana przy użyciu ultranowoczesnej kamery Arri Alexa 65, która pozwoliła na szerokie kadrowanie bez zniekształceń obrazu.


W "Zjawie" da się wyraźnie dostrzec inspirację Inárritu twórczością Tarkowskiego. Niektóry sceny z filmu są jak żywe wyjęte z obrazów rosyjskiego reżysera.




Wizualna strona obrazu jest wykonana w charakterystycznym dla Lubezki stylu, znanym z filmów "Birdman" czy "Grawitacja". Operator często decyduje się na długie ujęcia, dzięki czemu chaos, strach czy cierpienie zyskują na realności. Kamera nierzadko balansuje między subiektywną i obiektywną wizją świata. Na przykład w scenie ataku Indian na obóz myśliwych widz na przemian staje się albo bezstronnym obserwatorem, albo uczestnikiem akcji.


W kilku przypadkach Lubezki przybliża kamerę do twarzy aktora na odległość 10 cm, by podkreślić przełomowe momenty w jego życiu. Na przykład gdy główny bohater dostrzega martwego syna czy wydostaje się z konia (metaforycznie rodząc się na nowo).


Mimo iż reżyser Alejandro Inárritu deklarował, że nie będzie korzystać z efektów specjalnych, w niektórych scenach nie dało się ich uniknąć. Chodzi przede wszystkim o atak grizli na głównego bohatera. Twórcy "Zjawy" podeszli solidnie do sprawy - rozmawiali z zoologami, obejrzeli mnóstwo wideo z makabrycznymi atakami niedźwiedzi na ludzi. W końcu postanowili zrealizować scenę z amatorskiego filmu, gdzie niedźwiedź zaatakował w ZOO jakiegoś biedaka, który nieopatrznie trafił na wybieg misia. Ten dokument utwierdził reżysera w przekonaniu, że cała scena musi być sfilmowana jakby jednym ujęciem, by podkreślić dramatyczność wydarzenia.
Opracowanie całej sceny zajęło kaskaderom kilka miesięcy. Na planie kaskaderzy przemieszczali DiCaprio za pomocą lin, chwytając aktora za te miejsca na ciele, gdzie miał szarpać i gryźć niedźwiedź. Drzewa, z którymi zderza się aktor, zrobiono z gumy. Później liny wykasowano, a jednego z kaskaderów zamienił komputerowo wygenerowany grizli.
Także według DiCaprio jedna z najtrudniejszych scen w filmie była ta, w której Glass zostaje zaatakowany przez niedźwiedzia. "Niełatwo było ją nakręcić, ale jest bardzo ważna i wzruszająca. Nie potrafię opisać, pod jak wielkim wrażeniem talentu Alejandro jestem. Ta scena jest naprawdę niezwykła..." - opowiadał aktor.


Oprócz sceny z niedźwiedziem, grafikę komputerową wykorzystano do pokazania stada pędzących bizonów, upadku bohatera w przepaść czy przelatującej komety.

via

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz